Forum Forum Sambora Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Ustroń sierpień 2006

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Sambora Strona Główna -> Rower
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sambor
Administrator



Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:36, 09 Sie 2006    Temat postu: Ustroń sierpień 2006

Relacja wkrótce. Zapraszam do ogladania [link widoczny dla zalogowanych]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 12:53, 09 Sie 2006    Temat postu:

zdjecia aaaaaaaaaaaangielskie:P
Powrót do góry
Sambor
Administrator



Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:24, 09 Sie 2006    Temat postu:

Zapewniam że relacja bedzie na miare nioszlifowanego diamentu pisarstwa Razz

Informacja z ostatniej chwili : okazalo sie że nieoszlifowanym diamentem pisarstwa okazal sie PAweł, wiec miejmyu nadzieje że sobie poradzi Smile. Choć o niektórych rzeczach nie wie, niektórych nie widział Razz, chodzi mi oczywiście o Blina wiszącego na rurze i nasz niedzielny rajd rodem z GTA, z umikaniem radiowozów i piwem w bidonie włącznie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sojus
Pionier Forum



Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:55, 31 Sie 2006    Temat postu: relacja w toku

Owszem podjąłem się tego wyzwania i proces twórczy jest w toku Cool . Cierpliwości - na dniach postaram się umieścić wszystko co udało mi się wypocić a czego nie widziałem to nadrobie relacjami Sambora Very Happy. Myślę że się uda Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uszatek




Dołączył: 05 Wrz 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: knurów

PostWysłany: Wto 19:16, 05 Wrz 2006    Temat postu:

hmmm...napisze tak...najlepszy rower to ma sojus...bo ma amortyzatory<lol2>
a tak poza tym....to fajnie sie na nim wjezdzało w łajna końskie:Pmam nadziejke ze zostało m to wybaczone....?Razz.....wielki szacun dla wszystkich hasing szponów i tonny lee jahnsów w sciganym<lol2>...wiadomka...Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
uszatek




Dołączył: 05 Wrz 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: knurów

PostWysłany: Wto 23:23, 05 Wrz 2006    Temat postu:

ja......juz to widze..jak...KOSZERNY KRÓLIK...te fotki poopisuje:P...pewnie aaaaaaaaaaaangielskooo<lol2>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sojus
Pionier Forum



Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:17, 09 Wrz 2006    Temat postu: Oficjalna i długo oczekiwana relacja z Ustronia

Prolog

Od pewnego czasu wraz ze Skórą i Samborem planowaliśmy taki wyjazd. No a skoro już zaplanowaliśmy trzeba było zrealizować . Plan nad wyraz prosty. Jedziemy do Ustronia – nasza baza wypadowa to dom Skóry – przez pierwsze trzy dni jeździmy na rowerach po górach – dnia czwartego przyjeżdżają „amatorzy” i zaczynamy imprezę – zaplanowany i piękny okrągły tydzień pełen wrażeń. No i tych na pewno nam nie brakowało :) .

Dzień pierwszy
Ustroń - Równica – Trzy Kopce – Wisła - Ustroń

Był 1 sierpnia. O danej godzinie umówiliśmy się i zapakowani ruszyliśmy z Gliwic w kierunku naszego docelowego miejsca. Oczywiście mieliśmy godzinne opóźnienie a rowery na dachu samochodu delikatnie mówiąc – kiwały się na boki - ale przecież nigdy nie może być tak, że wszystko idzie zgodnie z planem. Na miejsce dojechaliśmy około 12, wypakowaliśmy się i od razu w trasę na naszych dwu kołowych maszynkach napędzanych siła nóg i czasem samozaparcia. Szybciutko przejechaliśmy przez Ustroń i wbiliśmy się na czerwony szlak prowadzący na Równicę. Oczywiście nie było opcji jechać asfaltówką tym bardziej, że trasa miała być ciekawsza (owszem właśnie taka się okazała ). Po pierwszym etapie i krótkiej przerwie połączonej z sesją zdjęciową, ruszyliśmy dalej w trasę. Droga pod górę robiła się powoli coraz bardziej stroma i najeżona kamieniami. Tak więc za jakąś chwilę zaczęło się pchanie :P . Nie wiem czemu ale to mnie męczy zawsze najbardziej. Jednak doganiające nas babcie zmobilizowały nas aby się sprężyć i przyspieszyliśmy. Za chwilę znów można było jechać. Nawet jedna pani powiedziała, że nas podziwia – szkoda, że nie widziała nas chwilę wcześniej 8) . No i co- w końcu byliśmy przy chacie na Równicy, gdzie spotkaliśmy trójkę innych bikerów. Zmierzenie wzrokiem... trzeba coś zjeść, więc od razu pyszna kwaśnica, chwila żartów – odpoczęli?- więc dalej w trasę :) . Tylko gdzie? Jak to gdzie?- na Trzy Kopce. Obraliśmy kierunek zgodny z niebieskim szlakiem. Dół, góra, prosto... dół, góra, prosto- i tak na zmianę. Trasa lekko kamienista ale na prawdę przyjemna. Trzeba przyznać, że Skóra miło nas zaskoczył- już na pierwszym zjeździe pokazał, że rower to on ma we krwi i nie boi się byle górki . Po pewnym czasie dojechaliśmy do Chaty na Orłowej, gdzie nawet załapaliśmy się na fotki jakiejś parki (znów nas podziwiali 8) ). W zamian odpowiedzieliśmy na pytanie czy daleko na Trzy Kopce. „Nie gdzie tam!”- brzmiała odpowiedź. No- trochę naściemnialiśmy. Ale jak się okazało, była okazja by się wytłumaczyć. Znów ruszyliśmy szlakiem. I tu Sambor przejawił po raz pierwszy swoje zdolności nawigatorskie, twierdząc, że widzi skrót. No i faktycznie już za chwile pchaliśmy rowery na dziko przez trawę, próbując wrócić na jakąś normalną drogę :P . Tutaj Skóra zrobił piersze bęc na wyprawie. Ostatecznie wróciliśmy na szlak i dalej bardzo przyjemnym i zróżnicowanym terenem do celu.
Na prawie ostatnich podjazdach przekonałem się co to znaczy pamiętać o wypięciu się z SPD przy zatrzymywaniu. Tym sposobem zaliczyłem spektakularną "wywrotkę" przy oszałamiającej prędkości 3 km/h co wywołało u nas burzę śmiechu a chłopaki wyglądali nawet na usatysfakcjonowanych zajściem- niewdzięczne bestie :P . Jeszcze trochę podjazdu i byliśmy już na górze. Jeszcze tylko napotkaliśmy kolonie (takie małe krzyczące coś w dużej ilości, które panoszy się po całym szlaku i głośno się zachowuje- kiedyś ponoć
i my w czymś takich uczestniczyliśmy ale coś mi się wierzyć nie chce) - i tu znów podziw . Na pewno dzieciaki kiedyś dzięki nam wejdą na rower. Jak przyjemnie- jesteśmy na szczycie. Tutaj należało się pożywić i odpocząć. Nie ominęła nas także dyskusja z panem sprzedającym na temat: czym różni się kołacz z jabłkami od szarlotki.
Otóż ciastem - proszę nie mylić jednego z drugim. W każdym razie KOŁACZ był pyszniutki. No i należało zacząć zjeżdżać- tylko którędy. Opcja mapa i już postanowione - żółtym szlakiem do Wisły. Zabawa- prędkość, prędkość, znów ta kolonia ( słyszalne -łoooooo ),
prędkość i jeszcze raz to samo czyli prędkość. Sympatyczny zjazd ale dość krótko- trzeba przyznać. Ale i tak zjechaliśmy zadowoleni - to był dobry dzień- my zmęczeni, rowery całe- znów się sprawdziły. Po drodze do domu oczywiście musieliśmy wypatrzeć bar... no to na
jedno (czyt. i tak wiemy, że na jednym się nie skończy). Z racji rozluźnienia i coraz mniejszej ilości światła dotarliśmy w końcu do domu . Prysznic - jedzonko - piwko i spać. Za nami było ok 40 nowych kilometrów po górach. 40 km nowych emocji i doświadczenia.
Zasypiając miałem przed oczami tylko trasę. Mieliśmy tego dnia dużo zabawy i wspaniałe warunki pogodowe. Ale jak się okazało, najlepsze było dopiero przed nami- przekonaliśmy się o tym już następnego dnia.

Dzień 2

Ustroń - Czantoria - Stożek - Kubalonka - Ustroń

Kolejny dzień znów przywitał nas piękną pogodą. Słońce dawało słusznie i nie było opcji żeby pojawił się jakikolwiek deszcz. Przez chwilę dochodziliśmy do siebie po wczorajszym piwkowaniu. Potem tylko szybki przegląd rowerów i w drogę. Moje przerzutki znów były w niezadowalającym stanie- co się dało zrobić to zrobiliśmy - jakoś sobie poradzę. Skierowaliśmy się w odpowiednią stronę Ustronia i już za chwilę cisnęliśmy asfaltówką pod górę. No nie powiem - mocna rozgrzewka. Ale takie wskazówki dostaliśmy ostatnim razem już po wtaszczaniu rowerów na Czantorie i jak się okazało można wjechać a nie pchać . W ten sposób podjechaliśmy pod stok narciarski. Znów chwila dla moich przerzutek. I kolejny raz Sambor wpadł na świetny pomysł- "Podprowadzimy rowery stokiem. Patrzcie tylko na początku jest stromo a później jest prawie płasko". Hmmm... jakby to ująć- faktycznie na początku było stromo a później było... stromo. I słowo "płaski" nie pasuje tu w ogóle. Tym
sposobem mieliśmy na koncie dodatkowe 40 minut pchania rowerów pod górę i stan naszego zmęczenia drastycznie skoczył. Jednak w tym szaleństwie była metoda bo wbiliśmy się na czarny szlak prowadzący prosto na Wielką Czantorię. Pierwszy zjaździk- ogólnie kicha.
Wyglądał lepiej niż był . Przed nami górska kamienista droga ale już tym razem bez aż tak morderczych podjazdów. Owszem były ale w miarę łagodne i dało się jechać. No i proszę jesteśmy na szczycie. Znów dziwne spojrzenia ludzi jak za poprzednim razem. Standardowo odpoczynek i uzupełnianie płynów. I to na co czekaliśmy - wjeżdżamy na czerwony szlak w stronę Stożka :D. Oczywiście przed nami słynny Beskidek. Zaskoczył nas napotkany rowerzysta- znaczy sam jego fakt nie dziwi ale to, że jechał na rowerze trekkingowym nas zniszczyło :P Wiedzieliśmy z Samborem co to znaczy ale wiedzieliśmy już gdzie uważać. Skóra nie ale nie przeszkadzało mu to pojechać przodem i znów się pokazać.
Przez chwilę sprowadzaliśmy ale nie ma bata- ostatnio się jakoś więcej zjechaliśmy więc wsiadam na rower. No i psikus- przednie koło blokuje
się między kamieniami (ich nie brak na tej trasie) i lecę przez kierownicę na ryjek. Nawet nie mogłem przeskoczyć z racji, że noga zblokowała mi się między ramą a kierownicą. Tak więc zrobiłem parę komicznych kroków z rowerem u uda :P. Na szczęście Sambor mnie złapał przed końcem drogi (wielkie dzięki :D). Beskidek znów pokazał, że nie ma z nim żartów. Za chwilę kolejna gleba- bardziej z wrażenia tej poprzedniej :P. Moment żeby się uspokoić i za minutkę znów jechaliśmy. Trochę kamieni na szlaku ale za to jechaliśmy granią i trasa była bardzo przyjemna. I w ten oto sposób dotarliśmy na Soszów Wielki. Był najwyższy czas na obiad i sesje zdjęciową. Ikona Sambora na forum to właśnie fotka stamtąd. Od razu była okazja żeby Skóra podreperował swoje przerzutki. Co się będziemy- w drogę. Kawałek w górę... i znów w dół :D. I z czego tu się cieszyć- wyjechało mi się z drogi i lot przez kierownicę- Skora mówił, że wyglądało nieźle :P. Ważne, że jestem cały. Więc na Stożek. No- jechaliśmy póki się dało i sił starczyło. Za stromo- decyzja z rowerów i znów pchamy. Trochę trudu ale jesteśmy na górze- już mocno czułem zmęczenie a upadek skruszył moją pewność siebie- a przecież jest taka ważna. Czas dalej w drogę- czerwony szlak prowadził na Kubalonkę. Niebieski szedł do pewnego czasu równolegle, jednak trochę inną trasą. I właśnie ten wybraliśmy- i nie narzekam- momentami to był offroad prawdziwy :D. Kamienie, skały, powalone drzewa i momentami błocko. Do tego wszystkiego nie brakowało też pięknych zjazdów- bardzo ciekawy odcinek całej trasy. Oczywiście musieliśmy przegapić zjazd na czerwony szlak i wracać się dość niemiłym terenem- myśleliśmy, że tam nie da się jechać. Z błędu wyprowadził nas xc-towiec z Gliwic, który po prostu zjechał tamtędy na pełnej...ehm bez zahamowań :P. Miny nam zrzedły. Wróciliśmy na szlak i dalej naszym czerwonym. Dużo korzeni i bajorek błotnych. Momentami to było już męczące- cóż zmęczenie dało się we znaki. Jednak nadeszło to co nadejść miało- Kubalonka. A co w związku z tym?- zjazd z Kubalonki. Kręta, szeroka asfaltówka cały czas w dół . Jak to Sambor określił- "Będziemy jechać tak fufufufufufufufufu". No lepiej bym tego nie ujął. Ech dało rady. Niestety zostałem trochę z tylu ale chłopaki mieli po 60 km/h na licznikach- pięknie. Został nam tylko zjazd do Ustronia. Tu zobaczyłem że moja felga lata jak szmata na lewo i prawo- centra- no bywa- nie wytrzymała. Po drodze znów piwko w naszym barze i wyścig z dziewczętami na skuterku- brawo Skóra. Tego dnia nikt już nie miał siły piwkować w domu. Znów mieliśmy piękne warunki, na liczniku ok. 50 km i jeszcze więcej emocji niż 24 godziny temu. Było po prostu cudownie- to są właśnie chwile dla których warto żyć .

Dzień 3

Biały Krzyż - Malinowska Skała - Skrzyczne - Hala Jaskowa - Magurka Wiślana - Zielony Kopiec - Malinowska Skała - Biały Krzyż

Hmm w sumie można by zacząć tak samo - piękny dzień i piękna pogoda- ale tak nie zacznę. Czemu? Przekonacie się później. Znaczy ściśle mówiąc za oknem świeciło słoneczko. Sambor zaczął ustalać trasę. Po drodze zostawiliśmy felge w serwisie- dało się zrobić ale na niej już nie pojeżdżę po górach. To nie znaczy, że tego dnia nie będziemy w górach.
Będziemy jak najbardziej tyle, że na piechotę. Po przestudiowaniu mapy, Sambor postanowił: "Mam trasę! (...) zajmie jakieś 8 godzin". Spoko- co to dla nas :P. Podjechaliśmy pod Biały Krzyż i wyposażeni w plecaczki z wodą i batoniki ( 2/3 z nas w sandały), ruszyliśmy na szlak. Na początek czerwonym na Malinowską Skałę. Po drodze czekała nas jaskinia no a
tego oczywiście nie można odpuścić :D. To że ktoś tam napotkany powiedział, że tam sie nie da wejść i że dookoła wejścia były barierki to akurat nie istotne. Dało się wejść i to jak miło. Sambor był wyposażony w swoją czołówkę, Skóra w latarkę a ja w... małą i oszałamiającą
czołówkę z Tesco za 9.99- byłem w najgorszej sytuacji. Światła miałem tyle, że chłopaki wiedzieli gdzie jestem i nic po za tym. Ale jakoś sobie poradziliśmy. Jaskinia była wypasem- krótka ale uczucie było niesamowite. Porobiliśmy tam trochu zdjęć. Na chwilę wyłączyliśmy
światła, żeby zobaczyć jak na prawdę tam jest ciemno. No i powiem szczerze, że jest ciemno jak w ... bardzo ciemno tam jest. Doszliśmy do końca łażąc po mokrych i śliskich skałach - trochę zimno ale to dodawało klimatu. Po zwiedzeniu tego co się dało należało ruszyć dalej. Wygramoliliśmy się i dalej w obranym wcześniej kierunku. Bez przygód i większego wysiłku dotarliśmy do celu. Gdzieś z daleka zobaczyliśmy rowerzystów- nasza szkoła. Na szczycie Malinowskiej Skały znaleźliśmy skałki (jak sama nazwa wskazuje), tak więc Sambor nie mógł się powstrzymać i troszkę tam się powspinał, korzystając z nadarzającej się sytuacji. Dalszy plan obejmował zielony szlak i wejście na Skrzyczne. No to idziemy. Po drodze coraz więcej turystów- wrrr gęsto i do tego mało kto wie o tym, że na szlaku się mówi dzień dobry. Trudno- trzeba przeboleć pospolitych turystów. W między czasie spotykamy tą samą parkę, która pytała się nas o drogę na Orłowej. Oj no to teraz będziemy się tłumaczyć za błędne informacje. Na szczęście nie mieli pretensji- w sumie to nie wiem czy skorzystali z naszych złotych porad - krótka wymiana zdań i każdy poszedł w dalszą drogę. Ha- jesteśmy na górze- żadne to osiągnięcie ale popatrzyliśmy na zegarki i czas był zadowalający- emerytów i rencistów braliśmy jak chcieliśmy :P.Jednak to co mieliśmy do przodu wykorzystaliśmy na piwko, chleb ze smalcem i pierogi z jagodami. Mieliśmy też okazję spotkać chłopaków na DH. Cóż może byli dobrymi zawodnikami ale jakośsię nie pokazali- więcej było gadania. Co tak będziemy siedzieć- czas na zejście i zejście i zejście- schodzimy do wsi Ostre. Po drodze Sambor ufając znakom na drzewach poszedł "80 metrów" w las po wodę. Ani to 80 metrów ani wody tam nie było specjalnie. Nie ufajcie znakom na drzewach. Trasa na dół była dość męcząca dla nóg. Na dole standardowo batonik i woda :D. I znów zielonym szlakiem w górę ( i po co było schodzić :P) w stronę Magurki Wiślanej. Tak sobie maszerowaliśmy, rozmawiając głównie o wielkich zdobywcach gór i czasem ich nie miłych wypadkach, i nie zauważyliśmy jak ta nasza wspaniała pogoda zaczęła się psuć. Jeszcze nikt się tym nie przejmował. Po drodze zaplanowane mieliśmy następne jaskinie (niestety mimo pilnych poszukiwań wśród skał nie znaleźliśmy ich- a pewnie było blisko). Była też opcja, że zahaczymy tego dnia o Baranią. Jednak gdy doszliśmy do rozwidlenia szlaków widzieliśmy co się stało ze słoneczkiem. Zniknęło. Zamiast niego chmury sunące po naszym szlaku i deszcz lejący się z nieba. Oczywiście byliśmy wspaniale przygotowani na
takie warunki i było nam ciepło (że ja tak muszę ściemniać na forum ) ale mimo to postanowiliśmy, jako przykładni turyści, że wejście na Baranią Górę będzie nierozważne i idziemy początkowo ustalonym szlakiem. Świetnym pomysłem było opowiadanie sobie o grupie nieszczęśników, którzy zginęli na Pilsku z wyziębienia. Krótko mówiąc byliśmy bardzo podbudowani a hasło - jeszcze tylko 2 godziny marszu, rozpromieniało nas. Jednak widoki chmur sunących po szczytach i mroczny klimat, który opanował góry był niezapomnianym przeżyciem. Udało się nam nagrać dwa filmy pożegnalne ale nie wiem po co, bo krok po kroku dotarliśmy do zejścia na czerwony szlak, skąd już prosto na Biały Krzyż tą samą trasą spod Malinowskiej Skały. Już bardzo blisko. W sumie cieszyło nas to. Na dole poczuliśmy jacy jesteśmy mokrzy i przemarznięci. I jeszcze jedno- 11 godzin nas nie było - daje się we znaki. W samochodzie ogrzewanie i kurs do domu, nie omijając Żabki. Po jedzeniu przyszedł czas na herbatkę z prądem. Ehm.. wyszła dość mocna- dolałem soku pomarańczowego- no rewelacja. Z prostej i krótkiej wycieczki, wyszła nam wyprawa całodzienna połączona z zimnem i deszczem. Krótko mówiąc było super.

Dni następne
impreza - impreza- impreza
Ta część obejmuje wszystkie dni na raz z racji dużej ilości wydarzeń i problemów z ułożeniem ich chronologicznie- nie wiem czemu.

Czwartego dnia dołączyła do nas Ania ( ta postać odegra jeszcze ważną rolę w naszej historii) a później spotkaliśmy się z jakże sympatyczną rodziną Skóry. Kurs do Wisły a tam Dni Kultury Beskidzkiej i różnorakie atrakcje. Od kilku dni chodziło nam po głowie z Samborem golonko jakie serwowano na miejscu. Nie odmówiliśmy sobie tej przyjemności. O jejku jak się objedliśmy- prawie pół kilo mięcha zrobiło swoje. Trzeba to było spalić bo Sambor zaczął narzekać, że mu brzuch urósł. Do tego czuliśmy ten skromny obiad na żołądku, więc stwierdziliśmy, że trasę powrotną do Ustronia zrobimy z buta. Jasne, czemu nie. Daliśmy znać reszcie, że my na piechotę i poszliśmy po pół litra i sok. Okazało się ze mieliśmy do przebycia 15 km więc flacha się przydała. Do domu weszliśmy w wyśmienitych humorach. Kilka dłuższych chwil dla siebie i dostaliśmy znak od Blina (czarny charakter tego wyjazdu): "jestem w Ustroniu - wyjdźcie po mnie". No i poszliśmy i znów nam się o monopol zahaczyło. Nie będę się wgłębiał w dalsze szczegóły tego wieczoru bo sam wszystkich nie pamiętam. Ogólnie dobrze zaczęliśmy kilkudniową imprezę. Dnia piątego dołączyły do nas kolejne bohaterki. Miś Uszatek i Madzia pojawiły się koło południa ( tak mi się zdaje). Ola przywiozła ze sobą swoją prywatną sowę- nigdy jej nie widziałem ale jakże dobrze było słychać to stworzenie. w tym sympatycznym gronie superbohaterów, toczyliśmy nasz prywatny ciąg wydarzeń. Ważnym elementem była krótka wycieczka rowerowa Sambora, Skóry i Blina po okolicy. Blin okazał się nieoszlifowanym diamentem kolarstwa i na dowód tego nie trafił w mostek i wpadł do rzeki ( w sumie to cieszę się, że miał
na sobie kask bo lubię kolesia). Udało się nam opatentować piwo w bidonie- no a skoro okazało się, że można je tam umieścić to trzeba to było zbadać. Sambor i Skóra podjęli się tego. Po pewnym czasie po ich wyjeździe dostałem tylko sms-a o treści- "Wszędzie pełno glin- nie wiem jak wrócimy". No nawet się prawie przejęliśmy. Ale wrócili jakimiś zapomnianymi ścieżkami- udało się - i kto powiedział, że psy górą :P. W kolejnych dniach się działo. Znaczy Wyborowa się działa - ale było to bardzo interesujące. Nie ominęło nas też testowanie dźwiękoszczelnej dziury w podłodze. No właśnie- nie była szczelna a niektórzy zawodnicy nie wytrzymali decybeli w powiązaniu z próbą snu. Tym oto sposobem wyżej wymieniona koleżanka Ania rano spakowała się i uciekła z naszego
obozu muzyczno- taneczno- tapicerskiego. A szkoda bo ominęło ją kręcenie filmów: przyrodniczych- o małym gepardziku, jak i horrorów- w sumie nie wiadomo o czym . Materiały dostępne u twórców. Musze przyznać, że dziewczyny w roli antylopek były rewelacyjne. Blin jako oświetleniowiec okazał się troszkę gorszy ale pomińmy ten drażliwy temat. Mieliśmy własnych hymn tyle, że oświetleniowcowi się nie spodobał za setnym razem słuchania. Za to dziewczynom spodobała się jazda na rowerach i robiły sobie wycieczki- Oli nawet udało się wjechać moim rowerkiem w końskie łajno- pogratulować . Jak Pan Bóg przykazał dnia siódmego odpoczęliśmy. Był to też termin powrotu do domu- niestety. Musieliśmy doprowadzić się jako tako do stanu używalności. Żal było się żegnać bo przeżyliśmy ze sobą kilka dni a w ich czasie wiele śmiesznych sytuacji. Wniosek wyciągnąłem następujący: działo się tak dużo, że ciężko to opisać i kto nie był (bądź nie był do końca) niech żałuje.

Epilog

Długo się zbierałem do tej relacji ale najważniejsze, że się jakoś udało to skończyć. Cały ten wyjazd wyrzucił nas na inną orbitę. Długo dochodziłem do siebie a na zupki chińskie do tej pory patrzeć nie mogę. Początkowa trójka do końca zakochała się w rowerach a cała rozbawiona ekipa w błogosławionej Wyborowej. Chyba każde z nas potrzebowało takiej odskoczni w świat absurdu i trochę innego spojrzenia na świat. W przyszłym roku na 100% powtórzymy coś takiego- no taki jest plan. W każdym razie cieszę się, że byłem tam a co widziałem (bądź nie widziałem), opisałem w powyższym tekście.

No i kilka rad na koniec
1.Powerrade jest zajebisty
2.Nie ufaj Samborowi jeśli chodzi o wybrane trasy. Nie będą złe ale na pewno będą diametralnie inne niż przewidywał
3.Jeśli drażni Cię gadanie Blina nie denerwuj się i nie wyprowadzaj się z domu bez słowa
- to i tak nie ma sensu. Jego siła małpiego lazura rodzi się właśnie z Twojej złości.
Odpuść- on i tak prędzej czy później przesadzi z vódką i zalegnie.
4.Uważaj na sowy w domku.
5.Śpisz na dworze.
6.Bądź jak Tome Lee Johnes w ściganym- świat będzie łatwiejszy do przyjęcia.
7.Makaton który stoi ugotowany od kilku dni pleśnieje.
8.Herbatka z vódką i sokiem pomarańczowym jest rewelacyjna ale pij lepiej czystą.
9.Szarlotka i kołacz z jabłkami to nie to samo. Kołacz różni się ciastem. Nieistotne- na
Trzech kopcach dają pyszny.
10.Nie wsiadaj na rower po pijaku- może się okazać że akurat po okolicy jeździ dużo
policji i będziesz musiał wcielić doświadczenia z GTA w życie.
11.Nieoszlifowane diamenty kolarstwa MUSZĄ zawsze jeździć kasku i najlepiej żeby omijały mostki.
12.Dźwiękoszczelne dziury to pic na wodę.
13.Blin potrafi zepsuć wszystko. Nawet to czego teoretycznie nie da się zepsuć.
14.Życzenie sobie po 50 razy dobrej nocy prowadzi do niewyspania i ucieczek.
15.Zawsze musisz wiedzieć gdzie jest Skrzyczne.




Epilog epilogu

Tak sobie wymyśliłem: niech każdy opisze jakieś wydarzenie z wyjazdu dodatkowo, tak jak on to widział. Może z tego powstać niezły burdel. A jeśli macie jeszcze jakieś rady, prześlijcie je do mnie- umieszczę je wśród dotychczasowych. Część z czytelników i tak stwierdzi, że sprawozdanie z wyjazdu jest "aaaaangileskie"- nie wiem skąd im to się wzięło. Wszelkie zażalenia kierować do mnie.




Epilog epilogu epilogu
Nie interesują mnie wasze zażalenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madzia
Gość






PostWysłany: Sob 23:11, 09 Wrz 2006    Temat postu:

taaaaaaa zdecydowanie aaaaaaaaaaaaaaaangielskie:D
Powrót do góry
uszatek




Dołączył: 05 Wrz 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: knurów

PostWysłany: Sob 23:48, 09 Wrz 2006    Temat postu:

wielki szacun...dla Pawła Atenborow...za relacje z ustronia:)dobranoc...skóra...dobranoc...sojka...dobranoc...blinu...dobranoc....adam...dobranoc madziu....uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu<sowa>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
raq
Gość






PostWysłany: Nie 6:35, 10 Wrz 2006    Temat postu:

mimo ze jest godzina co jest Very Happy (swiezo z pracy ... przy za(c)haczaniu o pare lokali) to moze mi ktos kurwa wytlumaczyc o co bangla z tym "anglielskieee " ? bo nie zajarzylem zarcika do kawy ...

ps. moze byc tlumaczenie manualne, albo moze mi ktos to zatanczyc, byle bym skumal baze, pozdro aloha
Powrót do góry
Sambor
Administrator



Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:28, 10 Wrz 2006    Temat postu:

KUrcze Sojka ty to nowego Pana Tadeusza chciałem napisac ?? Shocked Very Happy teraz już wiem czemu pisłeśto miesiąc Very Happy. Przypomnijcie mi następnym razem żebym nie pozwalał my opisywać miesięcznego wyjazdu bo pierwszy raz w historii dziejów braknie netu Laughing
A Raq tobie moge tylko odpowiedzieć ze to poprostu tak bylo Razz Było anielsko ale dziewczyny zawsze coś przekręcą Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sambor
Administrator



Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:52, 10 Wrz 2006    Temat postu:

Dobra teraz przeczytałem i jestem pod wrażeniem Very Happy. TYś to urodzony pisarz jest Very Happy. Ja coś bym sie chetnie dopisał ale jedyne co mi przychodzi na myśl a czego nie opisałes to jak dobrze bawiliśmy sie sobotniego poranka Very Happy. Wstałem wypoczęty i pełen życia Razz, była może 7.00, i wymysliłem ze coś przydałoby sie zrobićVery Happy. I tak to zaczelismy przygode w pania Wodka od godziny 7.20 Razz, oczywiśćie nie bede wytykał palcem kto nie pił Very Happy. Aha i zapomniałeś dodać że to ja byłem gepardzikiem co ma kolosalne znaczenie dla potomnisci Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 15:13, 10 Wrz 2006    Temat postu:

Kórczak sojus nawet zgrabnie ci poszlo, poczulem sie jak fantomas mistrz zbrodni gdy to przeczytalem Twisted Evil pomoglbym ci w relacjach ale sam wiesz ja nawet nie pamietam co sie wczoraj dzialo a dzialo sie dzialo, pzdr rower i nietylko dla ekipy z ustronia buzka Shocked
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Nie 15:15, 10 Wrz 2006    Temat postu:

blin Cool
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Sambora Strona Główna -> Rower Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island